Dzień 20-25

Dzień 20 – 16.07.2012 Lamayuru.
85.48km, 11.3śr, 34.7max, 1407m w górę, 7:18:41, 18-27st.C
Dziś kolejny dzień musiałem zmagać się z silnym wiatrem z zachodu wiejącym w dolinie Indusu, którą przed wieczorem udało mi się opuścić. Od wyjazdu z Leh jest też raz w górę, a raz w dół z przewyższeniem 200-300m. Mijałem dziś również kilka sporych jednostek wojskowych rozlokowanych wzdłuż drogi. Krajobraz zmieniał się co kilka kilometrów. Raz jechałem zieloną doliną, kawałek dalej pustynią by potem wjechać w kanion ze skałami o kilometr przewyższającymi drogę. Nie obyło się również bez drobnych kłopotów. Na oponie zauważyłem kolejne pęknięcie, z którego zaczynała wychodzić dętka. Jednak wizyta z zakładzie wulkanizacyjnym oraz druga już gumowa łata załatwiła problem. Ciekawe na jak długo? Po południu podczas odpoczynku w przydrożnym barze zjadłem ryż i rajmę, czyli coś bardzo podobnego do naszej fasolki po bretońsku tylko o wiele bardziej ostre. Po opuszczeniu doliny Indus za miastem Khalsi wjechałem w miejsce nazwane Moon Valley – księżycową dolinę. Na początku droga prowadziła równolegle z rzeką by następnie odbić w bok i wić się serpentynami o nachyleniu 12%. Tuż przed wsią Lamayuru, gdzie spędziłem nocleg krajobraz naprawdę księżycowy. Skały o różnych kształtach w kolorach od jasnych piaskowych po ciemno brązowe. Dodatkowy klimat, miejsce zawdzięczało zachodzącemu właśnie słońcu. Zrobiłem wiele pięknych zdjęć moim Canonem Ixus 500 Hs. Nocleg na wysokości 3400m z widokiem na klasztor osadzony na skale. Jutro muszę dojechać do Kargil. 100km i dwie przełęcze. Fotu La i Namika La.

Dzień 21 – 17.07.2012 Fotu La i Namika La ZDOBYTE!
112.38km, 12.7śr, 38.2max, 1311m w górę, 8h48min39s, 20-35st.C

Ciężki dzień, ale wszystkie założenia, które sobie postawiłem udało mi się zrealizować. Zdobyłem dwie przełęcze oraz dojechałem do miasta Kargil. Początek dnia to wspinaczka na przełęcz Fotu La o wysokości 4108m. Jest to również najwyższy punkt na drodze między miastami Srinagar i Leh. Wjazd na przełęcz i pokonanie 17km z Lamayuru zajęło mi prawie trzy godziny. Wszystko przez remontowany odcinek drogi kilka kilometrów przed przełęczą. Każdy przejeżdżający obok mnie samochód, a z reguły była to ciężarówka zostawiała za sobą ogromną chmurę pyłu, kurzu, piachu i wszystkiego, co znajdowało się na drodze. Musiałem uciekać jak najdalej od samochodów oraz co chwilę zatrzymywać się i zasłaniać, aby mieć czym oddychać. Mimo, że jestem już przyzwyczajony do wysokości to jednak wstrzymywanie oddechu na 4000m.npm nie należy do najprzyjemniejszych. Zjazd z przełęczy Fotu La również nieprzyjemny aż do pierwszej wioski Heniskot. Za kilka lat, kiedy już skończą remontować wszystkie odcinki będzie się tu naprawdę przyjemnie jeździć. Aż do następnej przełęczy Namika La oraz kawałek za jest już nowa, równa i szeroka droga. Przełęcz Namika La to najłatwiejsza i najszybciej zdobyta przeze mnie przełęcz w Indiach. 8km kilku procentowego podjazdu z wioski Khaltse nie jest żadnym problemem. Problem za to coraz większy mam z oponą, która rozdziera się coraz bardziej. Mam już trzy pęknięcia. Dwa na 5-6 cm i jedno mniejsze. Aby tylko dojechać do Kargil, tam mam zaplanowany dzień przerwy więc postaram się coś wykombinować. Zjazd z Namika La był przyjemny tylko przez kilka kilometrów, zdecydowana większość drogi do Kargil jest w remoncie. Jedzie się głównie po sporych luźnych kamieniach, czuć jak koła roweru i przyczepki raz za razem zsuwają się z jakiegoś większego. To prawdziwy test wytrzymałości dla roweru, a przede wszystkim ogumienia. Do Kargil dotarłem po 18:00. Jest to już zupełnie inne miasto niż te, które zwiedziłem dotąd w Ladakh. Nie ma już stup, gomp i monastyrów, jest za to spory meczet, a ludzie tutaj to w większości muzułmanie. Daje się odczuć inną atmosferę niż ta w Ladakhu. Dość szybko udało mi się znaleźć nocleg. Zaczepił mnie jeden z właścicieli wynajmujący pokoje. Jedno słowo ROOM i wszystko jasne. Potem obowiązkowa negocjacja ceny i można się wprowadzać.

Dzień 22 – 18.07.2012 Kargil, dzień luzu.
Kargil jak i Srinagar, do którego zawitam za kilka dni to muzułmańskie miasta znajdujące się tuż przy spornej granicy z Pakistanem. Indie i Pakistan już kilka razy toczyły wojny o te dwa miasta. Ostatnia z nich była nie tak dawno bo 1999r. W mieście trochę dziwnie się czuję, ludzie jakoś inaczej tu na mnie patrzą niż z buddyjskiej części Ladakhu. Staram się tym jednak nie przejmować i cieszyć się luźniejszym dniem w sumie niezbyt ciekawym turystycznie miejscu. Rano miałem nie lada problem z wybraniem gotówki z bankomatu. W Kargil są trzy ATMy (bankomaty) jeśli już się je znajdzie, co też nie jest takie proste. Jeden popsuty, drugi nie przyjmował mojej karty, a trzeci w ogóle zamknięty. W portfelu po śniadaniu zostało mi 8R, które nawet na wodę nie starczy. Nie tylko ja miałem ten problem, wielu Kargilczyków również. Bank of India jednak szybko zareagował i naprawił niedziałającą maszynę. Po trzech godzinach z około 50 groszami w kieszeni rozwiązał się przynajmniej jeden z moich problemów. W Kargil jest sklep i serwis rowerowy. Opony trekkingowej oczywiście nie kupię, a naprawić nie umieją. Zastanawiam się czy by może nie kupić dratwy i igły i samemu nie spróbować na przykład zszyć opony. Ostatecznie mogę jeszcze zamienić koło z przyczepki, ma co prawda 26 cali i nie będę miał przedniego hamulca, ani prądu z dynama ale przynajmniej będę mógł w miarę normalnie kontynuować jazdę.
Po południu znalazłem szewca,który podjął wyzwanie i zszył moją popękaną oponę. Może skończą się w końcu moje problemy, a jeśli nie to zamieniam z mniejszym kołem z Extraweela. Popołudnie i wieczór spędziłem w pokoju, po Kargil już się pokręciłem. Jest jedna główna ulica ze sklepami, restauracjami, bazarem oraz meczetem. Niewiele więcej jest tu do oglądania. Odpoczynek na łóżku z hinduskimi smakołykami to coś czego dawno nie robiłem. Kolejny raz podczas wyprawy zrobiłem serwis roweru. Gruntowne mycie i smarowanie. Rower jak i sakwy umyte pod prysznicem. Kilogram piachu i kurzu mniej.

Dzień 23 – 19.07.2012 Deszczowa Zozila Pass 3529m ZDOBYTA!
141.52km, 14.4śr, 45.9max, 1724m w górę, 9h45min50s, 9-24st.C

Ciekawy i udany etap z Kargil do Sonamarg. Odpoczynek po przejechaniu pierwszych kilkuset metrów zamieniłem przednie koło na to z Extraweel’a. Trzecie koło z przyczepki jako zapasowe przednie to świetne rozwiązanie. Opona jest zszyta, ale niemiłosiernie podskakiwała w jednym miejscu. Nie dało się jechać. Teraz mam tylko tylny hamulec, ale jedzie się normalnie, nie czuję różnicy, że teraz przednie koło jest mniejsze i ma 26 cali. Kilka kilometrów za Kargil spotkałem samotną Brytyjkę imieniem Clare podróżującą rowerem po Indiach. Zamieniliśmy kilka zdań, zrobiliśmy pamiątkowe zdjęcie i pożegnaliśmy się odjeżdżając w przeciwnych kierunkach. Nawet nie zdarzyłem się rozkręcić, a już byłem cały brudny od kurzu i piachu. Remontów na drogach ciąg dalszy. Moja czarna koszulka Primal’a zrobiła się szara a rower i sakwy jakby w ogóle nie były myte dzień wcześniej. Kilkadziesiąt kilometrów dalej zatrzymałem się na śniadanie w wojskowej przydrożnej knajpie. Zamiast śniadania zjadłem obiad. Pierożki Momo oraz kotleciki Bara. Pierożki bardzo podobne do polskich z kapustą, tylko w środku było więcej cebuli i podane były oczywiście z ostrym sosem. Kotleciki były bardzo puszyste, wyczuwalny był smak mąki i ziemniaków. Podane również z ostrym sosem. Do popicia dostałem wodę i herbatę kojące ostry smak. Prawie od samego Kargil do przełęczy Zozila było lekko, ale pod górę. To mój najdłuższy podjazd. 100km w górę z małymi korektami. Przerobiłem również chyba wszystkie możliwe nawierzchnie. Nowy asfalt, stary szuter piach, kamienie duże i małe oraz kostki, brukowa i puzzle. Ponad połowa drogi do Sonamarg w remoncie. Kilka kilometrów przed przełęczą Zozila jest piękna zielona dolina z pasącymi się na niej zwierzętami. Zwierząt pilnują koczownicy mieszkający w prymitywnych namiotach. Ich dzieci z kolei widząc, że ktoś nadjeżdża wybiegają na drogę i żebrzą. Kilka razy mała grupka próbowała mnie zatrzymać, a nawet łapać za sakwy. Zdecydowanie mniej mi się podoba w tej części Indii. Z doliny widać kilka spływających lodowców. Kilka razy w ciągu dnia zachmurzyło się i popadał niegroźny deszcz, który chociaż trochę zmył ze mnie brud unoszący się w powietrzu. Tuż przed przełęczą rozpadało się na dobre. Na przełęczy byłem już przemoczony, a temperatura spadła do 9st.C. Zrobiłem tylko jedno szybkie zdjęcie i uciekałem w dół. Przełęcz Zozila to granica krain Ladakh i Kaszmir. Od teraz jeżdżę po Kaszmirze chociaż jak najszybciej chcę minąć Srinagar i kierować się na wschód w kierunku buddyjskiej Dharamsali. Zjazd z przełęczy był niezwykłe emocjonujący. Widoki i ekspozycje jak z programu Ice Road Truckers, wszystko na nowo budowanej równoległej drodze do Sonamarg. Zjeżdżając z jednym hamulcem musiałem bardzo uważać na mokrej drodze. W dolinie przy wsi Baltal znajduje się święta jaskinia, miejsce pielgrzymek wielu hindusów. Z góry mogłem zobaczyć tysiące różnokolorowych namiotów przybyłych tu ludzi. Po ponad 140km dotarłem do miasta Sonamarg, gdzie zostałem na noc. W mieście panuje zmowa cenowa. Wszystkie pokoje po 500R i nawet targować się nie da. W końcu po kilku próbach udało mi się znaleźć pokój za 400R z prądem całą dobę i ciepłą wodą. Ciepły prysznic szybko mnie ogrzał. Mogłem też wysuszyć mokre ubranie i buty. Zmęczony prawie 10h na siodełku szybko zasnąłem. W nocy kilka razy przebudził mnie ulewny deszcz stukający o dachowe okno. Rano już pogoda była lepsza.

Dzień 25 – 21.07.2012 Batote.
105.59km, 16.8śr, 47.2max, 1378m w górę, 6h15min53s, 20-39st.C

Dawno nie spałem w namiocie. Już zacząłem się zastanawiać po co dźwigam namiot skoro i tak szukam noclegów w hotelach i GH. Rano obudziłem się bardziej zmęczony niż wieczorem szedłem spać. Pierwsze 12km do tunelu Jawahar były naprawdę ciężkie. Tunel leży na wysokości ponad 2000m i ma aż 2500m długości. Przed wjazdem do tunelu musiałem pokazać żołnierzom, co mam w sakwach. Tunel jako miejsce strategiczne jest dobrze strzeżony. Co kilkaset metrów w jednej, jak i drugiej strony tunelu stoją żołnierze. Niestety obiektu nie można również fotografować. Zdjęcie zrobiłem kawałek za tunelem. Sam tunel jest wąski, ruch odbywa się tylko w jednym kierunku. Przez całą jego długość przejechałem sam, wojsko wstrzymało ruch, abym bezpiecznie przejechał na drugą stronę. Za tunelem droga prowadziła przez następne kilkadziesiąt kilometrów w dół. Zaczęły się drzewa to i pojawiły się małpy. Spore grupy przesiadujące wzdłuż drogi i jedzące owoce lub resztki z drogi. Ostatnie 30km trasy dziś to podjazd do miasta Batote w którym udało mi się znaleźć przyzwoity i nie drogi hotel. Kilka kilometrów przed miastem zatrzymał mnie wojskowy patrol. Z auta wysiadło czterech żołnierzy z tym dwóch uzbrojonych. Przywitali się, zadali kilka standardowych pytań typu skąd jestem i gdzie jadę oraz postawili butelkę zimnego napoju. Jeden z żołnierzy był oficerem w jakimś wyższym stopniu, miał sporo belek i gwiazdek na pagonach. Żołnierze z niedowierzaniem przysłuchiwali się, kiedy opowiadałem o miejscach, w których byłem. Na koniec miłej rozmowy wspólne zdjęcie. Po południu znów dał znać o sobie upał. 39 stopni to już dla mnie zdecydowanie za dużo, a największe upały jeszcze przede mną. Na kolację chleb tostowy z białym serem, pomidorem i ogórkiem, hinduskie krówki oraz mango.